Mount Everest z poziomu Oceanu Indyjskiego
Himalajski triathlon: etap rowerowy prowadzący przez północny wschód Indii do Nepalu, etap pieszy, czyli trekking do bazy pod Everestem i etap trzeci – wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi.21 maja o godz. 6.55 Mateusz Waligóra stanął na szczycie Mount Everestu, na wysokości 8848,86 m. Osiągnął wierzchołek z poziomu oceanu w 63 dniu swojej rozpoczętej nad brzegiem Oceanu Indyjskiego wyprawy. Został tym samym pierwszym Polakiem, który w taki sposób dotarł na Dach Świata.
Bakkhali nad Ocean Indyjskim – tam GPS wskazuje 0 m n.p.m. I to tam rozpoczęła się wyprawa Mateusza Waligóry. Jej pierwszy rowerowy etap zdobywca pokonał w towarzystwie fotografa i podróżnika Jakuba Rybickiego. Pierwszy etap drogi liczył 102,5 kilometra.
Jak relacjonuje podróżnik: „Drugiego dnia rowerowej drogi stało przed nami wyzwanie: przejechać przez Kalkutę i nie zginąć. A właściwie przez Kolkatę. Tak bowiem brzmi prawidłowo nazwa miasta, które za sprawą niezrozumienia przez Brytyjczyków wymowy języka bengali, przez dekady w dużej części świata, także w Polsce (oficjalnie do 2001 r.) określana była jako Kalkuta. To trzecia po Mumbaju i Delhi największa aglomeracja kraju, która liczy 15 mln mieszkańców (choć oficjalnie samo miasto nie przekracza 5 mln) I jednocześnie największe miasto na mojej drodze od Oceanu Indyjskiego po Everest”.
Rowerzyści przekroczyli nepalską granicę w Wielkanoc. Trzy dni później wjechali w góry. I to przez duże G. Już pierwszy dzień oferował wjazd na wysokość 1400 m n.p.m. i ponad 2 km podjazdów na 20 km jazdy. W ciągu ostatnich czterech dni rowerowej części wyprawy przejechali ponad 100 km pokonując przy tym na rowerach przewyższenie większe niż całkowita wysokość Everestu. Ta liczona od poziomu morza. W sumie na nepalskich drogach przejechali ponad 8,5 km w górę i ponad 6 km w dół, wyjeżdżając na wysokość ponad 3000 m n.p.m. Rowerowy etap wyprawy zakończył się po przejechaniu w sumie 1274 km przez Indie i Nepal.
Z Phaplu podróżnicy wyruszyli w pieszą drogę przez Himalaje, która prowadziła dolinami rzeki Dudh Kosi. Po pokonaniu imponującej sumy podejść przekraczającej łącznie 7000 metrów w pionie dotarli do Lukli.
To była pierwsza w trakcie trwania wyprawy przestrzeń na regenerację i odpoczynek. Do Mateusza dołączył zespół w składzie: Bartek Dobroch (reporter), Marcin Kin (fotograf), Izabela Pakuła i Mirosław Baściuk wyruszy w dalszą drogę 13 kwietnia. Celem kolejnych dni był marsz w stronę bazy pod Mount Everest połączony z aklimatyzacyjnym wejściem na sześciotysięcznik Lobuche East (6119 m n.p.m.).
Cała grupa wyruszyła w drogę do Namcze Bazar i dalej do Tengboche. W klasztorach buddyjskich w Tengboche oraz w Pangboche (w którym mogli zobaczyć także przechowywany tam skalp oraz rękę yeti) uzyskali podwójne błogosławieństwo od lamów.
Droga uczestników pokrywała się z klasycznym szlakiem, który prowadzi pod Everest trekkersów oraz uczestników wypraw na ośmiotysięczniki lub niższe szczyty w ich otoczeniu.
W tym roku warunki sprawiły, że nawet aklimatyzacyjny cel, jakim dla Waligóry był Lobuche East nie był łatwą wysokogórską wycieczką. Na sześciotysięcznym szczycie było mało śniegu, za to dużo odcinków wymagających wspinaczki w skale lub wytopionych stopniach czapy lodowca pokrywającej szczytowe partie góry.
21 maja o godz. 6.55 Mateusz Waligóra stanął na szczycie Mount Everestu, na wysokości 8848,86 m. Osiągnął wierzchołek z poziomu oceanu w 63 dniu swojej rozpoczętej nad brzegiem Oceanu Indyjskiego wyprawy. Został tym samym pierwszym Polakiem, który w taki sposób dotarł na Dach Świata. Choć oczywiście nie pierwszym człowiekiem. Przed nim w podobnej formule wierzchołek Everestu w dodatku bez tlenu osiągali w 1990 r. Australijczyk Tim Macartney-Snape (idąc pieszo znad Oceanu Indyjskiego) oraz w latach 1995-1996 Szwed Göran Kropp, który na najwyższy szczyt świata wyruszył na rowerze ze swojego domu w Sztokholmie.
Wejście i zejście przebiegało dosyć sprawnie jak na ruch panujący tej nocy i dnia na Evereście, którego przyczyną było długo wyczekiwane i być może najlepsze w całym sezonie okno pogodowe. Rzeczywiście w czasie nocnego i porannego ataku pogoda była łaskawa, prawie nie czuć było wiatru. Wschód słońca powitał Mateusza na grani w okolicach Południowego Wierzchołka Everestu pięknymi widokami na sąsiednie Lhotse, bardziej oddalone Makalu i morze niższych szczytów.
Przez całą drogę nie korzystał z żadnych środków transportu, polegał jedynie na sile własnych mięśni.
Celem wyprawy Mateusza Waligóry było dotarcie na Mount Everest z poziomu oceanu z wykorzystaniem jedynie siły własnych mięśni, bez emisji zbędnych zanieczyszczeń, w myśl zasady „leave no trace”.
Wyprawa odbywała się w formie himalajskiego triathlonu, na który składały się etap rowerowy prowadzący przez północny wschód Indii do Nepalu, etap pieszy, czyli trekking do bazy pod Everestem i etap trzeci – wspinaczka na najwyższy szczyt Ziemi.