Rzeka Dja

W ramach nowego podróżniczego projektu marki Aztorin czterech śmiałków wyruszyło w nieznane. Dzielnym podróżnikom towarzyszyły niezawodne zegarki Aztorin.

O wyprawie nad rzekę Dja

W ramach nowego podróżniczego projektu marki Aztorin czterech podróżników wyruszyło pod patronatem National Geographic aż do Kamerunu, by spłynąć rzeką Dja, przecinającą dziewiczą, nieprzebytą dżunglę. Dzielnym śmiałkom towarzyszyły niezawodne zegarki Aztorin. Niebezpieczeństwo czyhało na każdym kroku (wyprawa zakończyła się całkowitym sukcesem).

W Kamerunie większość dróg nie jest wyłożona asfaltem, więc kierując się w stronę rzeki Dja, musieliśmy mieć samochód z napędem na cztery koła. Jadąc ze stolicy, Jaunde, musieliśmy pokonać około 400 km, a w drodze powrotnej – ponad 600 km.

Po rozpoczęciu wyprawy i odepchnięciu się od brzegu, natychmiast zostaliśmy zniesieni przez prąd. Sprzęt był zabezpieczony wodoodpornymi workami. Jednocześnie całość ekwipunku musiała być szczelnie przymocowana do kajaków, aby w razie ewentualnego wywrócenia nie stracić wszystkiego. Kaski zakładaliśmy tylko na większe nurty rzeki. W równikowym słońcu, gdy żar kapał z nieba, bardziej przydatne okazały się kapelusze dające więcej cienia.

Jak wyglądał typowy dzień na naszej wyprawie? Wstawaliśmy o 6 rano, a następnie: filtrowaliśmy wodę, rozpalaliśmy ognisko, jedliśmy śniadanie, pakowaliśmy wszystko do nieprzemakalnych worków, a potem przywiązywaliśmy je do łodzi. Zajmowało to dużo czasu. Wyruszaliśmy około dziewiątej. Czekały nas albo zdradliwe katarakty, albo uciążliwe wiosłowanie. Dzień kończyliśmy wyczerpującymi cięciami maczetą. Ścinaliśmy gałęzie, rozkładaliśmy obóz, jedliśmy kolację, a następnie szliśmy spać. Spaliśmy z jednym okiem otwartym – dżungla nigdy nie zasypia.

Czwartego dnia spływu kajakami na wzgórzu obok brzegu znaleźliśmy obóz wędkarski. Na szczęście tej nocy nie musieliśmy wyrąbywać maczetami miejsca, w którym moglibyśmy rozwiesić nasze hamaki do spania pod moskitierami.

Rzeka Dja obfituje w trudne, wielokilometrowe odcinki, wymagające sporego wysiłku, by przebyć je w odpowiednim tempie, aby posuwać się do przodu. Niezbędne były rękawice, które chroniły przed odciskami, ale także przed zranieniami, co było szczególnie istotne – w dżungli nietrudno o poważną infekcję.

Motocykle to doskonały środek transportu do poruszania się po drogach, które są zbyt wąskie dla samochodów. Po dwustu kilometrach spływu dotarliśmy do takiej właśnie drogi. Użyliśmy motocykli, aby dotrzeć do wioski i załadować zapasy.

Pamiątkowe zdjęcie naszej nieustraszonej czwórki w trakcie typowej chwili w obozie, gdy już płonie ogień, a na wrzątku gotuje się woda na herbatę. Musieliśmy czerpać wodę z rzeki, która wymagała przegotowania i dezynfekcji specjalnymi środkami chemicznymi. W tle widać rozciągnięte pod drzewami plandeki. Pod nimi rozwiesiliśmy nasze moskitiery i hamaki. Spokój jest zwodniczy – dookoła wszędzie czaiły się niebezpieczne zwierzęta i dzika przyroda.

Maczeta to w dżungli prawdziwy przyjaciel. Trudno sobie wyobrazić, jak bez niej udałoby się nam przedostać przez gęste podszycie. Niezbędna jest też wiedza, jak prawidłowo ją naostrzyć – skutecznie rąbać można tylko dobrze naostrzoną maczetą.

Podczas robienia zdjęć w Afryce, wiele osób, niezależnie od wieku, chciało zobaczyć podgląd obrazu, aby zobaczyć, jak wyszły. Zawsze wywołuje to wiele radości i śmiechu. Dzieci z okolic Lomié były zafascynowane nowoczesnymi aparatami cyfrowymi i swoimi portretami wykonanymi przez Dominika.